niedziela, 25 marca 2012

Rozdział 3

- No gadaj! - krzyknęłam
- A-a-a więc...
- Chwila - przerwałam jej - Wejdź, zrobię naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz. - Na jej twarzy na ułamek sekundy pojawił się uśmiech .
Usiadłyśmy do stołu w kuchni. W międzyczasie, gdy robiłam kawę Oli zaczęła opowiadać:
- A w-więc wczoraj j-jak wczoraj wysz-szliśmy z klubu ja i Br-Brayan - mówiła drżącym głosem cicho łkając
- Spokojnie weź kilka głębokich oddechów i dopiero mów.
- Okey... - po chwili dokończyła - jak wyszliśmy wczoraj z klubu na spacer ktoś nas napadł. Bryan próbował mnie obronić. Kazał mi uciekać i wezwać policję, ale schowałam się za budynkiem i zadzwoniłam oczywiście, ale nie chciałam zostawiać go samego i obserwowałam sytuację. Ten przestępca  wyciągnął nóż, ale Bryan'owi udało się go wytrącić, niestety poniósł obrażenia. W trakcie, gdy ten kopał Bryan'a przyjechała policja. Złapali go, wtedy wybiegłam i wszystko opowiedziałam, bo Bryan nie był w stanie. Po paru minutach przyjechała karetka. Pojechałam z nim do szpitala, był w ciężkim stanie. Nie mogłam zostać na noc i poszłam do domu, ale nie mogłam zasnąć. Jak zrobiło się jasno od razu ubrałam się i przyszłam do Ciebie. Pójdziesz ze mną do szpitala?
- Oczywiście! Weźmiemy jeszcze Megan?
- No ba. Musimy po nią zajść.
- Chyba właśnie bierze prysznic. Spała u mnie. Nie wiem skąd się tu wzięłyśmy.
- Aaa... Urwał Wam się film? 
- Taa... Daj mi się trochę odświeżyć, strasznie walę wódą.. -,-
- O.K.  Wypiję kawę i zadzwonię do Jake'a, jak wychodziłam jeszcze spał, muszę my wyjaśnić wszystko i powiedzieć, że jestem u Ciebie.
- Dobra. Idę na górę. 
Po 20 minutach przyszłam już ogarnięta. Olivia siedziała z Megan. Zarzuciłam kurtkę i oznajmiłam im, że możemy wychodzić. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam Jake'a wysiadającego z samochodu i idącego w moją stronę.
- Cześć, co tu robisz?
- Przyjechałem po Was, Olivia zadzwoniła z prośbą o podwiezienie do szpitala, więc jestem. Strasznie jej teraz współczuję. Chodźmy.
- Okey.
 Dotarliśmy do szpitala i weszliśmy do sali, gdzie leżał Bryan. To co zobaczyliśmy zaszokowało nas. Miał podbite oko, rozcięty łuk brwiowy a na jego klatce piersiowej był bandaż przesiąknięty krwią. W oczach Olivii stanęły łzy. Od razu rzuciła się w jego stronę tuląc go z całych sił budząc go przy tym.
- Kurwa! - wydarł się Bryan
- Coś Ci zrobiłam ? - zapytała speszona Olivia.
- Nie nie, skąd, po prostu trochę ręka mnie boli.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało- powiedział i przyciągnął ją namiętnie całkowicie zapominając o obecności innych w pokoju. Widząc to wyszliśmy niepostrzeżenie zostawiając ich samych. Poszliśmy do bufetu po herbatę. Po 10 minutach przyszła do nas Olivia.
- I jak z nim?
- Wszystko w porządku, rany się goją, wyniki w normie, już za tydzień może wyjść.
- To dobrze, jedziemy?
- Jasne.
- Jake, mam prośbę, podwieziesz mnie do krawcowej? - zapytałam.
- Spoko, akurat w tamtych okolicach umówiłem się z kumplami.
   Odebrałam mundurek i poszłam do domu z dziewczynami.
   Byłam strasznie ciekawa jutrzejszego dnia, bardzo ekscytowałam siew  związku ze szkołą. Chciałam już zasnąć i obudzić się o 6:30. Weszłam do domu żegnając się z dziewczynami. Wiem, wiem. To głupie, ale od razu przymierzyłam mundurek. Bardzo mi się podobał, nie to co w mojej poprzedniej szkole.
  Poszłam się umyć i naszykować naszykować wszystko na jutro. Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć. Pochłonięta fantazjami szybko zasnęłam.
 Obudził mnie budzik. Ubrałam się, zjadłam śniadanie i zrobiłam delikatny makijaż jak zawsze i... Tylko nie to. Cholera... Musiałam wszystkie książki zanieść do szkoły. Wzięłam torbę i je spakowałam. Strasznie ciężkie, ale pare przecznic dałam radę do przystanku. Na autobus czekali Meg, Oli, Jake i Carl.
- Jeszcze Ci się nie zagoiło? - zapytała Megan
- Nie, nie wiem co mam zrobić. Mój pierwszy dzień w szkole, a ja z rozwaloną wargą. Fajnie. Próbowałam stosować różne maści, ale nic to nie dało. Lepiej poczekać, aż samo się zagoi. - odpowiedziałam
    Wtedy przyjechał autobus, a my jak głupie rzuciłyśmy się na siedzenia na końcu. Musiało to śmiesznie wyglądać. Droga do szkoły zleciała nam szybko. Gdy wysiadłam z autobusu byłam w szoku.
    Przed budynkiem był ogromny plac z centralnie umieszczoną fontanną. Na około stały ławeczki. Było tam też dużo drzew, pod którymi stały grupki uczniów. Gdy weszliśmy do szkoły stanęłam jak wryta. Przede mną były ogromnie schody. Wzdłuż ściany na której znajdowały się drzwi wejściowe, stały szafki. Na dole koło schodów były wejścia do biblioteki, bufetu, świetlicy i toalet, a na górze po środku pokój nauczycielski. Po bokach sale lekcyjne. Poszłam do dyrekcji długim korytarzem, podziwiając widoki za oknem ukazujące boisko szkolne. Obserwację przerwał mi fakt, iż doszłam już na miejsce. Odebrałam kod do szafki i poszłam jej szukać. 
- Szafka 491. - przeczytałam na głos, cały czas idąc przed siebie. Gdy podniosłam oczy, przede mną stała szafka numer 488.
- 489, 490, moja...
Otworzyłam ją i schowałam wszystkie książki. Wzięłam plan lekcji, który wcześniej podały mi dziewczyny, bo i tak miałyśmy być razem w klasie.
- I jak nowa szafka? - usłyszałam za mną głos Olivii.
- Jest świetna, super, zawsze chciałam mieć szafkę koło ubikacji :)
- Nie jest tak źle. Zawsze mogłaby to być męska ubikacja :)
- Hehe, ej, gdzie mamy lekcję?
- Chodź, zaprowadzę Cię.
- Ok, tylko wezmę książkę. Co pierwsze? Angielski?
- Tak, niestety...
Poszłyśmy. Sala była na drugim końcu korytarza. Zadzwonił dzwonek i wszyscy weszli do sali.
- Cholera! Zapomniałam zeszytu! - powiedziałam
- Idź po niego, a ja zagadam belfra. - Zaproponowała Olivia
Biegiem ruszyłam do mojej szafki. Wzięłam zeszyt i w drodze do sali wbiegłam w kogoś. Wywróciłam się.
- Nic Ci nie jest? - zapytał ten dziwnie znajomy głos podając mi rękę.
- Nie, jest ok.
- Ej, to  Ty jesteś tą dziewczyną z klubu?
- To znaczy? - podniosłam się i zobaczyłam, że to wokalista 5 o'clock.
- To Ty dostałaś pod sceną?
- Tak, a Ty jesteś wokalistą tego zespołu, który wtedy grał?
- Tak, Cody Fly, miło mi - mówiąc to głupkowato się uśmiechnął
- Jessie Faith :)
- Jesteś tu nowa?
- Tak, to mój pierwszy dzień w szkole, przyjechałam w piątek. Chodzę do II c i przepraszam ale spieszę się, jestem spóźniona - powiedziałam to choć miałam wielką gulę w gardle jak przy płaczu. 
Weszłam do sali niezauważona na szczęście prof. Norton jeszcze mnie nie wyczytał. Po lekcji, gdy już wyszłam zaczepił mnie Cody
- Jessie?
- Tak?
- Posłuchaj. Jako rekompensatę za sytuację pod sceną i przed wejściem zabieram Cię na wycieczkę po szkole.
- Pod sceną to nie była Twoja wina, dzisiaj z resztą też.
- Mogłem temu zapobiec a dzisiaj widziałem, że się spieszysz, mogłem zejść Ci z drogi, z resztą się spóźniłem.
 - Dobra, niech Ci będzie, kiedy idziemy? 
- Na długiej przerwie czekaj koło swojej szafki.
- Okey, do zobaczenia.
 Byłam w ogromnym szoku, jednak na następnych lekcjach uważałam, nie chciałam pierwszego dnia podpaść.
Przyszła długa przerwa. Wyszłam z sali i zaczęłam kierować się w stronę mojej szafki, gdy nagle zobaczyłam Cody'iego opartego o nią na ramieniu z założonymi rękami, cały czas się uśmiechał.
- Cześć - powiedział swoim słodkim choć męskim głosem
- Cześć - odwzajemniłam uśmiech - To gdzie mnie zabierasz?
- Zaraz zobaczysz - ruszył przed siebie.

3 komentarze: