poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozdział 7

    Przed moim pokojem siedział Cody, a obok niego leżały dwie torby. Odwróciłam się i poszłam w stronę schodów. Harry poszedł za mną.
- Kto to jest? - zapytał z troską w głosie.
- To Cody. Mój były. To on mnie zdradził...
- To on?!
- Tak. Przepraszam Cię, ale chcę zostać sama. Chyba pójdę się przejść.
- Rozumiem Cię.
    Gdy podeszliśmy do schodów przytuliłam Harrego i pocałowałam w policzek. On wrócił do siebie, a ja poszłam koło basenu i zaczęłam płakać. Nagle podbiegł Cody.
- Nie rozumiesz?! Prosiłam żebyś dał mi spokój! - Zaczęłam krzyczeć przez łzy.
- Ne mogę!
- Dlaczego?!
- BO CIĘ KOCHAM!
- Zraniłeś mnie!
-Żałuję tego bardzo! Nawet nie wyobrażasz sobie jak źle się z tym czuję!
- Też Cię kochałam, ale Ty przespałeś się z Amber! Dlaczego akurat z nią?! I to w moim domu! Daj mi spokój! Nigdy Ci nie wybaczę! Skąd się tu wziąłeś?!
- Olivia mi powiedziała...
- OLIVIA?!
- Tak...
    W tym momencie ustałam i chciałam po prostu odejść, ale Cody mnie złapał i zaczął przytulać. Próbowałam się wyrwać, ale to nic nie dało. Nagle spojrzałam na niego i dostrzegłam pojedyncze łzy spływające z jego policzków. Wiedziałam, że cierpi, jednak nie zmieniało to faktu, iż ja także cierpię. Nie było mi łatwo. Gdy tylko mnie puścił natychmiast odeszłam jak najszybciej. Nie wiem czy jestem w stanie mu narazie wybaczyć, ale niewątpliwie dobrze mi było w jego ramionach. 
    Nie umiałam zrozumieć jego toku myślenia. Zdradził mnie i oczekiwał, że będziemy dalej razem, że mu wybaczę kiedy przeleci Amber. Rozmyślając krążyłam po ulicach Vegas w nieznanych mi kierunkach, ale brnęłam dalej wewnątrz betonowej cywilizacji. Byłam załamana. 
    Po deszczu powietrze ochłodziło się. Z liści drzew skapywały na mnie osadzone kropelki powodując ciarki na mojej skórze. Niebo powoli wyłoniło się zza chmur odsłaniając księżyc, którego poświata nadawała ponury klimat w opuszczonej okolicy, w której się znalazłam. Nie wiedziałam jak wrócić. Błąkałam się bez celu nie zdając sobie sprawy z jakiegokolwiek zagrożenia. Przeraziłam się po jakimś czasie, gdy usłyszałam czyjeś kroki za mną. Gdzieniegdzie biegał kot przez opustoszałą ulicę. Latarnie gasiły się co jakiś czas z towarzyszącym temu dźwiękiem przechodzącego prądu. Z przerażeniem oglądałam się za siebie. Zaczęłam rozmyślać nad sensem mojego pobytu tutaj. Od samego przyjazdu napotykają mnie same przykre doświadczenia, oprócz spotkania z Harry'm - byłam wtedy szczęśliwa. Energicznie wyciągnęłam telefon. Była 1 w nocy... Nerwowo wpisałam numer Megan i zadzwoniłam.
- Gdzie Ty się podziewasz? - wrzasnęła przez telefon.
- Nie wiem... - powiedziałam niepewnie, cicho z przerażeniem w głosie.
- Jak to nie wiesz?! GDZIE POSZŁAŚ?!! 
- Cody przyjechał, nie chciałam z nim gadać, poszłam gdzieś. Po drodze myślałam o tym wszystkim aż znalazłam się tu. Nie wiem jak tu doszłam i tym bardziej nie umiem wrócić. Jest ciemno, boję się.
- Cholera, jest ktoś z Tobą?
- Nie, chyba nie... Nie wiem. Ktoś tu chyba chodzi.
- Jak wygląda ta okolica?
- Obok mnie jest wysoki budynek i kilka drzew. Na dachu budynku jest antena, na której miga czerwone światełko, z daleka powinno rzucać się w oczy. Pospiesz się...
    Cały czas pałętałam się w okolicy, ale nie odchodziłam za daleko. W pewnym momencie poczułam mocne szarpnięcie za ramię. Ten ktoś strasznie walił wódką, więc pomyślałam że był bezdomnym pijakiem. Złapał mnie za ramiona i mocno przyparł do ściany. Strach sparaliżował całe moje ciało...
______________________________________________
Trochę krótki, słaba wena. Myślę, że potem będzie lepiej. Miłego czytania...

3 komentarze:

  1. Czemu zawsze w najciekawszym momencie musi się kończyć ?! -.-
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ^^
    Po prostu megaaa ; D

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację Smoku, małpyy -.- xd

    OdpowiedzUsuń
  3. hahhaha dzięki Kwaśna śliniaku Ty mój, ps bo tak nam się podoba a Smoku, nie powiem co dalej,

    ewentualnie pogramy w grę TAK/NIE

    OdpowiedzUsuń